Można powiedzieć, że zespół Mamzel to jeden z weteranów. Istenieje bowiem od 1995 roku.
– Można tak powiedzieć. Były pewne przerwy, ale ogólnie tyle to już trwa.

Dla Pana to jednak wszystko zaczęło się w zespole Bravo.
– Tak, zespół Bravo był moim pierwszym zespołem. Występowaliśmy w czteroosobowym składzie. Ja pełniłem rolę klawiszowca i udzielałem się wokalnie. Stare dobre czasy.

Pomówmy o tym, co jest teraz. Mamzel to nie jest typowy zespół koncertowy – Wasza specjalność to imprezy okolicznościowe.
– Rzeczywiście gramy sporo imprez zamkniętych, ale zdarzają się też wyjazdy na koncerty.

Nie czuje Pan potrzeby zaistnienia na wielkiej scenie?
– Myślę, że jestem już za stary na jazdy po koncertach.

Macie na swoim koncie sześć płyt i muszę przyznać, że mało który zespół w swych nowych utworach przypomina to najlepsze disco polo z lat 90. jak właśnie zespół Mamzel.
– Pierwsze 4 płyty były wydane własnym soumptem, więc nie miały jakiegoś dużego zasięgu, chociaż zdarzało się , że ludzie to brali i wywozili ze sobą za granicę. Nie było to jednak na wielką skalę. Ostatnie dwie płyty to przeważnie odnowione utwory z wcześniejszych wydawnictw tylko już wydane przez firmę fonograficzną Folk. Jest tam też kilka premierowych utworów.

Jak układa się współpraca z wydawnictwem Folk? W planach kolejna płyta?
Moim zdaniem Folk jest w porządku, nie narzekam. Natomiast co do drugiej części pytania… Narazie muszę trochę odsapnąć po niedawnej premierze „Nie ma chemii między nami”. Nie mam póki co w planach kolejnej płyty, ale kto wie…

Skąd nazwa „Mamzel”?
– To po prostu moja ksywka, którą odziedziczyłem po starszym koledze. Przyszedł do mnie gość z 5 klasy technikum w Przasnyszu, kiedy ja przyszedłem do 1 klasy i powiedział, że teraz ja jestem Mamzel i tak już zostało.

Jesteście z Ostrołęki i chyba jako jedyny reprezentujecie stamtąd zespół disco polo na taką skalę? Jest Pan rozpoznawalny na ulicy?
– No teraz w Ostrołęce mieszka też Artur z zespołu Mateo. Co do znajomości to myślę, że tylko wśród znajomych, aczkolwiek może się mylę.

Czuje się Pan spełniony jako muzyk?
– Nie uważam się za muzyka, więc tym bardziej nie mogę powiedzieć, że jestem spełniony. Po prostu to robię.

Skąd w ogóle zainteresowanie muzyką u Pana?
– Jak zdałem do 2 klasy w podstawówce poprosiłem rodziców aby kupili mi akordeon i tak się zaczęło. Zaraziłem się akordeonem od starszego kuzyna. Później były organy, syntezator no i teraz gitara. Niestety już trochę za późno.

No właśnie gitary… Widziałem Pana w towarzystwie mnóstwa gitar… Czyżby to była obecnie Pańska pasją?
– Tak, gitara to moja pasja, którą odkryłem 2-3 lata temu. Trochę za późno na naukę, aby zostać wirtuozem, aczkolwiek znam parę fajnych riffów, które potrafię zagrać.

Czego słucha Pan prywatnie?
– Ogólnie posłucham każdej muzyki w niewielkich ilościach ale „na okrągło” słucham death metalu. Moje ulubione zespoły to Morbid Angel oraz Kreator, na których koncert wybieram się 2 grudnia. Z polskich kapel uwielbiam Vader.

Czym zajmuje się Pan poza graniem?
– Oprócz disco polo lubię pograć sobie w domku na gitarze lub akordeonie. Zawodowo nie mam innych zajęć.

Największe muzyczne marzenie…
– Chciałbym być gitarzystą w poważnej, znanej metalowej kapeli. Niestety już nie do spełnienia…