Otworzyliście stronę, na YouTube pojawiły się nagrania z koncertów. W końcu zapowiedzieliście, że pojawicie się w Polsce z nową płytą i nowymi hitami. Do tego jednak nie doszło. Dotarły nas nawet słuchy, że zespół się rozpadł, bo między Tobą a Markiem pojawił się konflikt. Dziś już wiem, że jest w tym trochę prawdy. Myślę, że teraz jest ten moment, byś opowiedział o tym, co wydarzyło się w Stanach, przez co Maxel US to Robert, a Marka nie ma…
– I nie będzie. Od razu z góry zaznaczam, że to nie jest przyjemny temat. To, co teraz powiem w pewnym stopniu odbije się w negatywny sposób, co do mojej osoby. Zespół MaxelUS nie rozpadł się, tylko zmienił się skład… Tak jak mówiłem przez te 2,5 roku usłyszałem tyle rzeczy na swój temat, także ze strony mojej byłej żony i Marka. Prawda jest całkiem inna jak to, co ludzie piszą na forach, że to niby z mojej winy wszystko wzięło w łeb. Tu w cale nie chodziło o pieniądze. Chodziło o to, że ja nie chciałem współpracować z alkoholikiem… Prawda jest taka: Marek nie przyjechał do Stanów dobrowolnie, on musiał opuścić kraj. O tym najlepiej będzie wiedział Bogdan i będą wiedzieli chłopcy. Bo jak rozmawiałem z Bogdanem, on zajeżdżał po Marka, a ten był bardzo schorowany albo nieprzytomny i nie był w stanie jechać na koncert. Za to właśnie mam szacunek do Bogdana, że udawało mu się jakoś to ogarnąć, bo w końcu kontrakt na koncert był podpisany i jakby się nie odbył to byłby problem. Na sukces pracuje się latami, ale wystarczy jedna wpadka i wszystko się spieprzy. Dlatego też Marek musiał opuścić kraj, bo przez alkoholizm razem z moją siostrą, czyli jego żoną zostali pozbawieni tymczasowych praw rodzicielskich. Ich syn przebywał w rodzinie zastępczej. Oni przylecieli 29 grudnia 2005 roku. 11 stycznia 2006 mieli być pozbawieni na stałe praw. Dlatego ja im wszystko załatwiłem.
Na początku nie było problemów. Oboje zaczęli pracować, mieszkali u mnie pół roku, później poszli na swoje. Kupił auto, to tamto… Ale w Ameryce alkohol tani to zaczęło się to nakręcać, coraz mocniej, coraz mocniej. Marek stracił pracę jedną, drugą i trafił znów do mnie. Problem alkoholu to nie wszystko. On nie mógł się pogodzić, że w Polsce był zawsze na czele, wokalista to wywiady, większa popularność, wszędzie był na pierwszym miejscu. Tu się wszystko zmieniło. On pracował w mojej firmie. Ja mu płaciłem za koncerty, czyli tak jakbym go wynajmował. Proponowałem: „Marek, zapłać mi połowę za sprzęt i w tedy będziemy dzielić się pół na pół”. Tak się nie stało. Nie miał pieniędzy i do tej pory nie ma. On po prostu był zazdrosny. Ludzie wiedzieli, że on jest wokalistą, a tu nagle ja chwyciłem za mikrofon, sam sobie akompaniowałem i dobrze sobie radziłem. Gdy był pijany nie raz mnie wyzywał, wypominał „Zacząłeś śpiewać, a co ze mną?”. Nagle Robert wylatuje, zaczyna śpiewać, dobrze mu to wychodzi a Marek idzie w cień. To go troszkę przydusiło… Długo nie musiałem czekać na zemstę… Nie potrafiłem niestety zapobiec temu wszystkiemu, co się wydarzyło. Ostatni raz rozmawiałem z nim dwa miesiące temu, to zresztą nie można było nazwać rozmową. On codziennie jest pijany.
Myślałeś o wysłaniu go na odwyk?
– Jeżeli człowiek sam nie zrozumie, że ma problem… Ja nie powiem, że byłem abstynentem, teraz jednak od dłuższego czasu jestem. Gdy rodzina zaczęła mi się rozwalać i dowiedziałem się, że wszystko to przez Marka, który nagadał mojej żonie, że mam kochankę, że to, że tamto… Jeszcze, gdy wstawałem o drugiej w nocy i patrzyłem jak oni razem piją…
Marek Zientarski nie istnieje. Temat zamknięty?
– Absolutnie. Ja go traktowałem jak brata, znam go przecież tyle lat. Przez pięć lat trenowałem boks, on karate. W Ełku swego czasu powstała sekcja kick-boxingu, gdzie się poznaliśmy. Miałem w tedy 16 lat, czyli znamy się już ponad 20… Ktoś napisał u Was, że Marek zaczyna karierę solową. Ja długo nie zastanawiając się napisałem „Chyba alkoholową”. Odkąd zakończyła się nasza współpraca Marek nie zrobił kompletnie nic. Zobacz, Bogdan dał sobie radę. Ja także, choć byłem mocno załamany… To przecież 13 lat małżeństwa, a najbardziej szkoda mi dzieci… To właśnie był ten dwuletni okres, kiedy nic się nie działo z zespołem, a ja próbowałem ratować swoje małżeństwo. Teraz już się z tego wyleczyłem. Jestem szczęśliwym człowiekiem.
Tak jak mówiłem Ci prywatnie, kończę pracę nad teledyskiem do utworu „Sexi body”. Za 3 trzy tygodnie zaczynam kręcić do „Sam nie jesteś sam”. Ludzie sami ocenią. Na pewno będą mówić, że nagle odnalazłem w sobie talent. Mało, kto wie, że ja nigdy nie fałszowałem. Wiadomo, mam nieco inną barwę niż Marek. Co z tego jak Marka już nikt nie usłyszy? Jakbym nie zaprowadził go za rękę, posadził w tym studio i przypilnował, żeby zaśpiewał to i to, podejrzewam, że nikt nie zorientowałby się nawet, że Marek jest w Stanach.
Kto posiada prawa do nazwy i piosenek?
– Tutaj mam 11 utworów, na płycie będzie 12, w tym dwie wersje starych hitów, ale na razie nie zdradzę jakich. Prawa posiadam ja. Gdy zaczynałem pracę nad tym materiałem rozmawiałem z Czarkiem Kuleszą, moim byłym menedżerem. On był zainteresowany kupnem płyty. Kto wie, może gdy dobrze wyreklamuje ten materiał to do niego zadzwonię. Co do starych utworów, to w większości jestem ja ich autorem. Jeżeli chodzi o prawa do powielania i dóbr autorskich to ma je Czarek Kulesza.
Utrzymujesz kontakt z innymi zespołami na stałe mieszkającymi w Stanach?
– Oczywiście. Wakacje to szczególny okres, często spotykamy się na koncertach polonijnych. Czasami zdarza się tak, że gramy w tym samym czasie sąsiednich salach. W jednej Andrzej (Borowski, Milano – przyp. red) gra wesele, ja na drugiej. Ciągle mamy kontakt, to na Skype, to na Facebooku. Czasami zdarza się nam spotkać u Andrzeja na Andrzejki.
Czyli jak rozumiem ciągle grasz.
– Koncerty tylko w okresie letnim. Tu niestety nie jest tak jak w Polsce, gdzie kluby co weekend organizują koncerty. W okresie zimowym to głównie wesela, chrzciny, później zaczynają się komunie.
Kto jeszcze wchodzi w skład zespołu?
– Muszę mówić? Dziewczyn nie ma. Dwóch chłopaków, Marek i Wojtek.
Prywatnie przyznałeś mi, że jest szansa na to, że pojawisz się w Polsce i zagrasz kilka koncertów.
– Teraz może nie będę szczegółowo na ten temat mówił. Już raz padła obietnica. Jeszcze jak współpracowałem z Markiem poznaliśmy kobietę, która chciała zorganizować nam trasę koncertową. Niestety nie wyszło. Teraz nie mówię nie. Tu wszystko tak naprawdę zależy od fanów, jak oni to odbiorą. Na pewno ludzie będę krytykować. Mówili, że jestem ten zły, że nie da się ze mną współpracować. Minęły dwa lata i ja nie nic nie wspomniałem o tym, że Marek mi rodzinę rozpieprzył, że musiał wylecieć do Stanów. Zostałem oczerniony i nie zamierzam już dłużej tego dusić w sobie. Ja jestem przygotowany na wszystko. Jestem świadom tego, co mówię i tego, że odbije się to sporym echem.
Po tym wywiadzie spadnie Ci chyba kamień z serca.
– W tej chwili już mi spadł. Nie wiem, czy to dojdzie do Marka i mojej byłej żony. Mieszkają razem już rok, nie wiem czy to miłość… Wiem tylko, że piją razem dzień w dzień i na to patrzą moje dzieci. On ściągnął moją byłą żonę na drogę alkoholową, tak jak ściągnął moją siostrę, czyli jego żonę. Nie robię tego, by utrzeć im nosa. Chcę żeby wszyscy dowiedzieli się prawdy. Bogdan dobrze o tym wie. Marek w Polsce sam nie osiągnąłby nic, tutaj zresztą też. On powinien mieć lepiej niż ja. Żeby w kraju jako gwiazda doprowadzić do takiego stanu, że zabierają mu dziecko… Boje się tylko, że to może stać się także z moimi dziećmi, ale ja już na to wpływu nie mam.
Mimo tych przykrych doświadczeń, pozytywnie kojarzyć będzie Ci muzyka i zespół?
– Oczywiście, że tak. Jakby było inaczej to nic bym już nie robił w tym kierunku. Marek miał talent wyuczony. U Bogdana i u mnie jest troszeczkę inaczej, bo mamy talent wrodzony. Dlatego mnie i Bogdana coś tak naprawdę ciągnie do tego. Czy są z tego pieniądze, czy ich nie ma, czy ktoś to pozytywnie ocenia, czy negatywnie… Dla nas to nie robi różnicy. My to robimy, bo to lubimy. Jakbym nawet zagrał dwa razy w roku, miałbym z tego dużą satysfakcje i radość.
Może na zakończenie rozmowy jest coś, co chcesz bezpośrednio powiedzieć swoim fanom.
– Chciałbym pozdrowić i fanów i antyfanów. Jestem świadom tego, co powiedziałem. Proszę Was o cierpliwość. Starał się będę promować swój materiał. Niewykluczone, że płyta trafi do sprzedaży także w Polsce. Z góry przepraszam, jeżeli ktoś negatywnie odbierze ten wywiad. Na koniec jeszcze jedno chciałbym powiedzieć. Tak jak wspomniałem, do reaktywowania zespołu namówiła mnie moja była żona. Później, gdy to wszystko się stało, znalazła się druga osoba, która mnie wsparła i dała mi nadzieję. Powiedziała „Robert nie poddawaj się. Stało się, co się stało. Trudno, tego już nie cofniesz. Próbowałeś”. Tą osobą, która mnie wsparła jest Marzena Sienkiewicz i to jej chciałbym z tego miejsca podziękować. Ja nie twierdzę, że jestem doskonały. W tym wszystkim jest też trochę mojej winy. Nie potrafiłem być może w pewnym momencie zareagować…